Robroq |
Wysłany: Śro 11:50, 02 Sty 2008 Temat postu: Vilox Darge [LO] |
|
Oto fragment mojego opowiadania. Proszę o komentarze odnośnie pomysłu oraz spraw technicznych (styl, ortografia, dialogi, itd).
VILOX DARGE (MAGICZNY LÓD)
Rozdział 1 - Sen Quislany
Wśród okrzyków walczących, pośród świstu przecinających powietrze strzał i włóczni oraz brzęku mieczy, toporów, łańcuchów i innego śmiercionośnego oręża, trudno było zebrać myśli. Szczególnie tak wrażliwej kobiecie jak Quislana, która stała w szoku w samym środku szybko zmieniających się wydarzeń. Jej przerażenie było tak ogromne, że świadomość niemal całkowicie wyłączyła się samoistnie, a to, co działo się wokół było dla niej jakby obojętne. Wszelkie dźwięki wydały się jej stłumione, jakby wszyscy i wszystko wokół przycichło, ale to było tylko mylne wrażenie, gdyż bitwa nadal trwała i wcale nie było oznak szybkiego jej końca. Jedyne co Quislana słyszała całkiem wyraźnie, to coraz głośniejsze i szybsze bicie swojego serca oraz przyśpieszony, nierównomierny oddech. W żyłach na skroniach czuła puls, który przyprawiał o ból głowy. Jej oczy zamazała lekka mgiełka, utrudniając ostre widzenie.
Nagle przed Quislaną pojawiła się ogromna postać, której zarys był dla niej ledwo zauważalny. Za to bardzo dobrze mogła poczuć odór, jaki ta kreatura wytwarzała i który przyprawiał o mdłości. Wytężając wzrok do granic możliwości, dziewczyna zdołała tylko ujrzeć tuż przed sobą wyciągniętą oślizgłą dłoń z długimi ostrymi i ociekającymi krwią swych ofiar pazurami, której właściciel przeraźliwie wył, warczał i sapał. Ale Quislana nie była w stanie zareagować. Stała odrętwiale, jakby sparaliżowana, w znacznej mierze z powodu niewyobrażalnego mrozu, który zamieniał krew wojowników niemalże w lód, ale także na skutek przeogromnego strachu. Mogła tylko czekać na to, co stanie się za chwilę, mając nadzieję, że oprawca jakimś cudem odstąpi od ataku lub ktoś ją niezwłocznie uratuje. Wtedy poczuła na szyi ostre, bolesne cięcie, które przez moment przeszyło ją gorącem, wydającym się nawet przyjemnym w porównaniu z temperaturą otoczenia. Przed oczami zrobiło jej się teraz całkowicie ciemno, ale za to powróciło wrażenie słuchu. Ostatnie, co zapamiętała mdlejąc i upadając na ziemię, to ciepły, delikatny, młody męski głos – wyraźnie wybijający się wśród gwaru walki – wykrzykujący głośno jej imię.
* * *
Quislana poderwała się raptownie. Jej drobne delikatne ciało było całe zimne i trzęsło się. Długo wpatrywała się przed siebie w bezruchu, sprawiała wrażenie nieobecnej. Minęło trochę czasu zanim ocknęła się. Dłonią starła z czoła krople zimnego potu, językiem zwilżyła suche usta, a szybkimi ruchami rąk potarła ciało, aby się rozgrzać. Nerwowo rozejrzała się wokół. Badawczym wzrokiem obejmowała każdy szczegół pomieszczenia, w którym się znajdowała. Nadal była oszołomiona, ale bez problemu rozpoznawała wszystko. Troszkę rozluźniła dotąd napięte mięśnie, gdy stwierdziła, że siedzi na łóżku w swej sypialni. W powietrzu unosił się miły zapach olejków, które zawsze towarzyszą Quislanie nocą. Zza drzwi nie dobywał się żaden odgłos. Za otwartym oknem, przez które wpadały do pokoju pierwsze promienie wschodzącego słońca oraz lekki podmuch ciepłego wiosennego wiatru, ptaki wesoło śpiewały. Wszystko wyglądało bardzo zwyczajnie i zapowiadało raczej przyjemny dzień.
– A więc to był tylko sen – powiedziała cicho sama do siebie i westchnęła, choć niepokój jeszcze jej całkowicie nie opuścił. Quislana wciąż nie była przekonana czy to, czego była świadkiem, to tylko wymysł jej bardzo bogatej wyobraźni. Nigdy wcześniej nie miewała aż takich snów, a ten wydawał się nadzwyczaj realny. Przypomniała sobie o ciosie, jaki rzekomo otrzymała, choć teraz wcale nie czuła żadnego bólu. Dotknęła ręką szyi, ale nie znalazła niczego niepokojącego, nawet fragmentu szramy czy śladu krwi. Wiedziała już, że to z pewnością był koszmar. Niestety jego echo miało swój dalszy ciąg na jawie. Przebłyski obrazów, których doświadczyła wcześniej, pojawiały się teraz przed jej oczami. Już nie tak intensywnie, ale za to nagle i niespodziewanie. Intuicja nigdy jej nie zawodziła, a teraz mówiła jej stanowczo, że zły sen nie był przypadkowy, ani bezcelowy; tym bardziej, że wierzyła w proroctwo i szczególne znaczenie sennych mar takich jak ta. Quislana była bowiem – wbrew wiedzy i woli swego ojca – uczennicą i przyjaciółką pewnej znachorki i czarodziejki o imieniu Xevira. Przez większość mieszkańców osady, w której mieszkała Quislana, ową czarodziejkę nazywano – bardziej żartobliwie, niż pogardliwie – czarownicą, co jednak nie zniechęcało dziewczyny do utrzymywania z nią kontaktów, bądź co bądź – potajemnych.
Ten poranek nie mógł wprawić Quislany w dobry humor i optymizm, którymi zazwyczaj zarażała wszystkich. Jej myśli były zmącone, a ciało nie tryskało zdrowiem. Była jednak dziewczyną dzielną i silną duchem, choć wątłą ciałem. Postanowiła więc zająć się codziennymi sprawami, aby zapomnieć o wszelkim mroku, jaki wdarł się w jej umysł, mimo iż miała wrażenie, że nie będzie to łatwe. Po relaksującej kąpieli zaczęła przygotowywać śniadanie; dla siebie i swego ojca, Aarno, który swoim zwyczajem od rana przebywał w stajni. Mimo już dość zaawansowanego wieku miał wciąż siły, aby zajmować się doglądaniem koni, które bardzo kochał. Przy tym, będąc wodzem osady, znajdował na tę przyjemność dość dużo czasu, mimo swych obowiązków. Natomiast nie znajdował czasu na takie – jego zdaniem – błahostki jak przyrządzanie posiłków. Najzwyczajniej nie przywiązywał do tego specjalnie uwagi, było mu wszystko jedno co i jak zje, aby tylko brzuch był pełny. Gdy był czymś bardzo zajęty, w ogóle zapominał o innych sprawach, a w szczególności o głodzie, który gdzieś umykał. Kiedyś prowadził gospodarstwo ze swą żoną Tilivią. Ta jednak zmarła dawno temu po ciężkiej, nieuleczalnej chorobie. Natomiast jego syn, wojownik o imieniu Hargen, rzadko bywał w rodzinnych stronach, gdyż nieustannie podróżował. Głównie były to patrole po sąsiednich ziemiach, ale przy okazji po prostu tułał się zwiedzając najodleglejsze i najciekawsze zakątki. Ojciec nigdy nie miał mu tego za złe wiedząc, że służy swemu ludowi i chroni go, a przy okazji realizuje swe podróżnicze pragnienia. Teraz, będąc wdowcem i podczas ciągłej nieobecności syna, stary Aarno mógł liczyć na pomoc w zajmowaniu się gospodarstwem tylko ze strony Quislany. Córka uczyła się wszystkiego pilnie już od młodych lat, przejmując stopniowo od ojca obowiązki, i teraz była prawdziwą gospodynią i panią domu. Była niezastąpiona w kuchni, a jej specjały kulinarne, zarówno te najprostsze, jak i te wymagające kunsztu kucharskiego, były znakomite. Pozostałe prace domowe, jak pranie, sprzątane, szycie czy jakiekolwiek inne, także przychodziły jej z łatwością. Wykonywała je szybko, ale zawsze dokładnie, a patrząc na nią można by rzec, że czynności te są lekkie, a nawet przyjemne. Aarno był bardzo dumny ze swej córki, nie tylko dlatego, że pomagała mu w pracach fizycznych, ale też dlatego, iż miał w niej oparcie duchowe oraz z powodu jej wrodzonej mądrości i inteligencji. Z racji skromnej natury Quislana nie obnosiła się ze swymi zaletami, ani nie udawała, że nie posiada wad. Tych drugich było jednak zdecydowanie mniej i w dodatku były na tyle mało istotne, aby o nich nie wspominać.
Przyrządziwszy poranny posiłek Quislana wyszła przed dom i zawołała w kierunku stajni:
– Ojcze, mój drogi ojcze! – Aarno jednak nie odpowiadał. Pogrążony w swej codziennej pasji, zdawał się nie wiedzieć co się wokół niego dzieje. Dziewczyna krzyknęła więc:
– Podano do stołu! – Te słowa bez problemu dotarły do gospodarza, jakby go nagle przebudziły z jakiegoś snu. Rzucił wszelkie przybory, którymi pielęgnował konie i umył ręce. Szybkim krokiem wyszedł ze stajni, zamknął drzwiczki i dziarsko, niczym młodzieniec, podążył w stronę Quislany.
– Dzień dobry, moja miła! – zwrócił się do córki. – Czy dobrze słyszałem, że mnie wołałaś?
– Witaj, ojcze! – odpowiedziała dziewczyna, a na jej ustach pojawił się promienny uśmiech. – Bardzo dobrze słyszałeś. Zapraszam na śniadanie. Mam nadzieję, że będzie Ci smakowało.
– Oczywiście, jak zawsze. – odparł Aarno. – Dobrze wiesz, że jestem wielbicielem twej kuchni, jak zresztą wszyscy, którzy mieli niewątpliwą przyjemność ją poznać.
Quislana nic już jednak nie powiedziała, tylko nagle skrzywiła twarz, gdyż właśnie w tej chwili w jej głowie narodził się kolejny koszmarny obraz, wspominający sen. Był krótki, ale bolesny dla umysłu, jak wcześniejsze. Jej chwilowy humor, który pojawił się na widok ojca, teraz gdzieś zniknął, a na jego miejsce wstąpiło zamyślenie. Nie umknęło to uwadze Aarno, który jednak nie spytał córki o powody jej zasmuconej miny, udając, że nic nie zauważył. Dziewczyna ocknęła się i gestem ręki zaprosiła ojca do kuchni. Usiedli przy stole na wprost siebie. Na śniadanie przygotowane było pieczywo, które Quislana sama piekła poprzedniego dnia. Do tego masło, także własnej roboty, różnego rodzaju mięsa, jaja i trochę warzyw z przydomowego ogródka oraz owoce z własnego sadu. Nie zabrakło także ulubionej herbaty Aarno. Wszystko cieszyło oczy widokiem i nęciło zapachami. Aarno i Quislana w milczeniu przystąpili do jedzenia. Dziewczyna unikała wzroku ojca, obawiając się, że ten rozpozna jej zadumę, a nie chciała go dręczyć swymi problemami. Zamierzała przynajmniej spróbować poradzić sobie z nimi sama. Stary gospodarz jednak doskonale znał córkę. Zaczął się niepokoić, gdyż jej zachowanie ewidentnie zdradzało, że coś nie jest w porządku. Uważnie obserwował Quislanę, aż wreszcie przerwał nieprzyjemną ciszę i rzekł:
– Quislano, kochanie, czy coś Cię trapi? Gdzie podziała się twoja radość, którą co dzień mnie raczysz przy śniadaniu i którą przelewasz na mnie, aby towarzyszyła mi cały dzień?
– Nic mi nie jest, ojcze. – odparła spokojnym głosem. – Czy posiłek smakuje Ci? – zapytała, próbując zmienić temat rozmowy.
– Doskonale widzę, że nie jesteś dziś sobą. Wiesz, że możesz podzielić się ze mną swymi troskami. – Aarno kontynuował nie dając się zbić z tropu. – Może umiałbym Ci jakoś pomóc?
– Nie. Naprawdę dziękuję. Trochę dziś boli mnie głowa. Wypiję zioła i zrobię sobie okład. To mi pomoże. – odpowiedziała Quislana i trochę zrobiło jej się wstyd, że okłamuje ojca. Nie chciała jednak mówić o swym śnie i powracających obrazach. Liczyła, że same odejdą, a wtedy powróci jej humor.
Stary gospodarz jednak zobaczył coś czego nie zauważył wcześniej. Dziewczyna miała na szyi zawieszony na rzemyku medalion. Dostała go dawno temu od Aarno i odtąd nosiła go zawsze i wszędzie, nawet nocą czy podczas kąpieli. Nie rozstawała się z nim gdyż ojciec powiedział jej, że jest bardzo cenny i żeby go pilnowała jak oka w głowie. Znajdujący się w jego środku kamień miał dotąd barwę blado czerwoną i był matowy. Teraz jednak, na co Quislana sama nie zwróciła uwagi, jaśniał ostrą czerwienią, lecz nie promieniejącym, a punktowym światełkiem. Błyszczał jednak na tyle delikatnie, że trzeba było się przyjżeć, aby dobrze zobaczyć jego przyjemny blask. Przez głowę Aarno przebiegły tysiące myśli. Wpatrywał się w medalion i zastanawiał się nad czymś, ale ani nie powiedział córce o pojawieniu się światełka, ani nie zdradził swych tajemniczych myśli. Dopił swą herbatę i wstając od stołu podziękował córce za posiłek:
– Dziękuję Quislano za przepyszne śniadanie i, mimo twego nienajlepszego samopoczucia, za miłe towarzystwo.
Dziewczyna, trochę zaskoczona, że ojciec tak łatwo przyjął jej tłumaczenie, skinęła tylko głową. Aarno zazwyczaj był bardzo dociekliwy. Teraz jednak, widząc, że córka nie ma ochoty na rozmowę, wyszedł przed dom zaczerpnąć trochę świerzego powietrza. Tymczasem Quislana poczęła sprzątać ze stołu i zmywać naczynia. Gospodarza wyraźnie coś gnębiło. Usiadł na ławce, wokół której rozpościerał się pachnący zielony trawnik. Zamknął oczy i zmarszczył czoło; głęboko o czymś rozmyślał. Quislana, która widziała ojca przez okno, była przekonana, że ten zapadł w drzemkę, jaką zwykł ucinać sobie po sutym posiłku.
Wtem z oddali dobiegło uszu Aarno głośne wołanie, w którego dźwięku dało się usłyszeć zaniepokojenie, a nawet przerażenie. Głos zbliżał się w jego kierunku, ale gospodarz wciąż miał zamknięte oczy, jakby chciał się odciąć od otoczenia. |
|